Kiedy zakładałem bloga i myślałem o tych wszystkich miejscach, w których chciałbym zrobić zdjęcia, powiedziałem sobie dosadnie, że nigdy nie będą to te najbardziej znane, że jako Krakus mam do pokazania coś ciekawszego niż Wawel, Rynek Główny czy Sukiennice. Tym razem to postanowienie złamałem. I jestem ciekaw ilu z Was zorientuje się, dla którego konkretnie miejsca.
Na początku była pepita
Na punkcie tego wzoru oszalała kiedyś Coco Chanel. W jej twórczości odznaczyła się ona na tyle silnie, że do dzisiaj pepita nierozłącznie kojarzy nam się właśnie z nią, tak samo jak damskie żakiety czy spódnice ołówkowe z wysokim stanem. Pepita była wtedy synonimem luksusu, elegancji i wyrafinowania. Kojarzona głównie z wyższymi sferami. Dzisiaj mimo większej dostępności, nadal kojarzy się z szykiem i ekstrawagancją. Psi ząb wywodzi się ze Skandynawii, gdzie pojawił się już w III w. naszej ery. To jednak Coco nadała mu nieśmiertelności, z której projektanci czerpią do dzisiaj. Do tego stopnia, że Christian Dior swoje pierwsze perfumy opakował właśnie w nią.
Jej uniwersalność spostrzegawczy zobaczą także na ulicach, bo dzisiaj pepita nie musi być sukienką czy płaszczem, ale marynarką, spodniami, kaszkietem, rękawiczkami, a nawet butami. Z roku na rok coraz więcej widzę takich produktów w sieciówkach, ale nadal mam wrażenie że liderzy masowej mody, nie wiedzieć czemu, boją się tego wzoru.
Pepita na co dzień, pepita od święta
Pepita nie potrzebuje wyrazistych dodatków, gdyż sama w sobie jest dodatkiem. Dlatego dobierając do niej spodnie, buty czy akcesoria warto postawić na monochromatyczność, przede wszystkim na ciemne kolory: czerń, brąz. Nie do końca podoba mi się jej połączenie z bielą, choć wiem że ma ono wielu sympatyków.
Ja zaryzykowałem z kaszkietem, który choć może nie widać tego wyraźnie na zdjęciach, nie jest szaro gładki, a szary w delikatną jodełkę. Gdybym miał jednokolorowy, pewnie wybrałbym właśnie taki. Do tego czarne chinosy, biała koszula, ciemny kardigan i czekoladowe brogsy. Powiecie: bez finezji i polotu? I bardzo dobrze powiecie, bo w tej stylizacji płaszcz gra pierwsze skrzypce. 51 % wełny, to niezły wynik, taki przy którym nie będziecie narzekać na niskie temperatury. Oczywiście w granicach rozsądku. Ja zimowym dandysem nie jestem i płaszcz nie jest dla mnie odzieniem na te porę roku. Na chłodniejsze dni zdecydowanie bardziej polecam kiedyś już pokazywaną na blogu budrysówkę. Mały minus za 4 guziki, wolałbym trzy. Z prostej przyczyny: ludzie niscy nie lubią wyglądać na jeszcze niższych.
fot. Kaja Kajdana
Płaszcz – Zara
Koszula – Second hand
Spodnie – Pull&Bear
Kardigan – Zara
Buty – Zara
Kaszkiet – C&A
[…] nie uległa zmianie. Przed Wami szara marynarka w kratę, wełniany płaszcz w pepitę, który już dobrze znacie, szmaragdowa koszula w kratę oraz skórzane rękawiczki. No to […]