Gmale & Friends
W ankiecie wspominaliście, że na blogu brakuje Wam wpisów, które mówią by mnie więcej prywatnie. Podszedłem więc do tematu poważnie, ale jak to mam w naturze przekornie. Pisanie i mówienie o sobie jest trudne i często rozmija się z prawdą. Zdecydowanie bliższe jest mi stwierdzenie – pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem Ci jakim człowiekiem jesteś. Z takiego założenia wyszedłem tworząc coś zupełnie nowego na blogu, czyli cykl Gmale & Friends. Mam wspaniałych znajomych, o których chciałbym Wam trochę więcej opowiedzieć. To ludzie pasji, o wielu talentach i…. niebywałym stylu, którzy wpływają na moje codzienne życie, inspirują mnie do działania i są dla mnie wsparciem.
Z wielką przyjemnością zapraszam Was dzisiaj na pierwszy odcinek nowego cyklu, czyli wywiad z Kariną: aktorką, instruktorką tańca, doskonale czującą styl retro. Jestem przekonany, że jej styl, pasja i praca będą dla Was inspirującą historią.
Dziękuję marce Apart, która wie jak ważny jest czas spędzany z najbliższymi i została partnerem tego wpisu.
Karina Shortes: aktorka teatralna, instruktorka Lindy Hop, organizatorka festiwali swingowych, wielbicielka stylu retro
Karina, zacznijmy od początku – przedstaw się proszę.
Nazywam się Karina Shorets. Urodziłam się na niebieskookiej Białorusi, a życie “świadome” spędzam w Polsce. Na półce mam dyplom magistra sztuk, ale zawsze bardziej byłam praktykiem niż teoretykiem. Sercem jestem oddana tańcu i teatrowi, ale moje zainteresowania sięgają w głąb różnych dziedzin sztuki. Autentyczna fotografia, film „arthouse”, set dobrego jazzu, lindy hopowa potańcówka, podróż w poszukiwaniu nowych doświadczeń i spektakl z wykwintnym aktorstwem – to sprawia mi wielką przyjemność.
Jestem tancerką i aktorką, instruktorką swingu w KMiTa Swing i organizatorką festiwali m.in.Rock the Balboa, Swing Suitcase, Hippy Hop. Era swingu otoczyła mnie z każdej strony: stylizacja pod styl vintage, pin up aksesoria, miłość do antyków, starych aparatów i samochodów, patefon grający Counta Basie lub Duke’a Ellingtona.
Do starych tradycji zawsze staram się dodać coś od siebie. Lubię nadawać inny kolor starym rzeczom. Jaki styl w modzie? Zdecydowanie „swój własny” J
Jesteś absolwentką teatrologii krakowskiego UJ. Trafiłaś tam, bo już wtedy wiedziałaś, że chcesz pracować w teatrze?
Życie studenckie było momentem odbicia się. Potrzebowałam tych studiów, żeby zacząć kreować swoją osobowość. Taniec i teatr weszły w moje życie prawie równocześnie w trakcie studiów. Weszłam do życia teatralnego jedną nogą, pracując w niezależnym teatrze, którego byłam częścią przez długie lata od samego początku. Druga część mnie, zaangażowała się w życie taneczne: warsztaty, festiwale, występy, potańcowki, budowanie społeczności swingowej w Krakowie.
Studia to dobry moment, żeby zastanowić się nad swoją drogą w życiu. Bardzo miło będę wspominać tamte pozbawione rozsądku czasy :)
Jakie były początki aktorstwa w Krakowie? Z jakimi przeszkodami muszą liczyć się młode osoby stawiające swoje pierwsze kroki w tej branży?
Zawsze miałam słabość do aktorstwa: podziwiałam je jako widz i czerpałam przyjemność będąc jego częścią. Kiedy wychodzę na scenę, czuję się „jak w swoim talerzu” (ros.:„Jak ryba w wodzie„)To jest gra, a w grze możesz pozwolić sobie na wszystko. Aktorstwo rozwija, za to je lubię. Za każdym razem uczę się czegoś nowego. To jest piękne!
Teatralna ścieżka ma swoje wady i zalety. Przeszkód jest dużo: niewystarczająca ilość miejsc pracy, hermetyczne środowisko, faworyzowanie gwiazd, śmieszne zarobki. Zawsze starałam się nie skupiać na tym swojej uwagi. Wiedziałam, że chcę grać. Skończyłam kilkanaście workshopów aktorsko-performatywnych, prywatną szkołę aktorską, aż w końcu z grupą znajomych artystów założyłam kameralny teatr. Trzeba kochać to co się robi, albo zacząć robić to, co się kocha. Świat artystyczny jest piękną rzeczą, którą trzeba tworzyć i rozwijać. W obecnej chwili rozwijam autorski projekt Swing Theater, który jest nietypowym połączenie teatru i tańca na jednej scenie.
Poza teatrem Twoją wielką pasją jest taniec, co więcej obecnie to właśnie taniec jest Twoim najbardziej przychodowym zajęciem. Czy to oznacza, że łatwiej zarabiać tańcząc niż grając? Jakie były początki w tej dziedzinie?
Taniec, a konkretnie Lindy Hop był moim kołem ratunkowym. Pojawił się na mojej drodze w momencie, kiedy straciłam wiarę w siebie. Wiedziałam, że ucieczką od złych myśli, jest ruch. Jeżeli ruszasz się, aktywnie działasz, idziesz do przodu – nie masz czasu na niepotrzebne myślenie. Takiej filozofii się trzymam: mniej zastanawiania się, a więcej działania!
4 lata temu zaczęłam swoją przygodę z Lindy Hopem. Najpierw jako uczestniczka zajęć, a po 2 latach jako instruktorka i organizatorka festiwali. Swing dał mi możliwość połączenia pasji z pracą. W obecnej chwili zarabiam na życie ucząc ludzi tańczyć. Propaguje na zajęciach życie w harmonii ze swoim ciałem, poczucie wyjątkowości, indywidualności i swobody.
Jakie masz rady dla młodych adeptów obu tych sztuk?
Ważne jest pamiętać: po co się to robi! Mieć konkretny plan na siebie, rozwijać się i szukać nowych wyzwań w życiu.
Gdybyś nie była tancerką i aktorką to kim chciałabyś być?
Na pewno byłabym związana z zawodem artystycznym. Lubię tworzyć, łamać schematy, kreatywnie patrzeć na świat i rzeczy, które mnie otaczają, tym samym zaspakajam swoje potrzeby duchowe.

Masz bardzo charakterystyczny styl, który z pewnością wyróżnia się na polskich ulicach, a ja określiłbym go jako retro (vintage). Jeśli się nie zgadzasz to mnie popraw. Skąd ta estetyka? Skąd czerpiesz inspiracje? Jaką osobę najbardziej cenisz pod względem stylu i mody?
Też zauważyłam, że wyróżniam się na ulicach Krakowa ;)
Sposób bycia i ubierania się Polaków jest wciąż konserwatywny, chociaż coraz bardziej otwiera się na świat. Zdecydowanie jest mniej kategoryczny niż Białorusinów (na Białorusi wciąż panuję zasada „szarej masy”). Idąc uliczkami Krakowa, ubrana w biały retro toczek, bordowy płaszcz, haftowane beżowe rajstopy, trzymając czerwoną mini walizeczkę w rękach, pin-up make up, fryzura rockabilly – zawsze czuje się jak na wybiegu. Ludzie patrzą na mnie z lekkim zdziwieniem, podziwem lub odrazą. Aż chcę im powiedzieć: „ nie dla Was to robię, tylko dla siebie”. Ubieram się w to, w czym czuje się komfortowo i nie obchodzi mnie to, co pomyślą o mnie inni. Trzeba być sobą! Dlatego nigdy nie miałam swojej muzy, ikony stylu. Inspirowały mnie silne kobiety, takie jak Dita von Teese, Audrey Hepburn, Jackie Kenedy, Frida Kahlo, Renata Litvinova, przede wszystkim dlatego, że były sobą, miały swój styl, który był wsparciem w ich pracach artystycznych.
Czy to taniec i teatr mają wpływ na to jak się ubierasz? Czy styl wziął się jeszcze skąd inąd? Stylu można się nauczyć czy trzeba go mieć?
Na pewno poczucie stylu nie spadło mi na głowę jak manna z nieba. Przez lata kształtowałam swój gust modowy, eksperymentując. Nigdy nie bałam się podejmować prób, szukałam i w końcu znalazłam „swój styl”, który daje mi poczucie pewności siebie.
Nigdy nie czytałam magazynów modowych, nie mam Instagrama, nie śledzę życia innych ludzi, nie kopiuje modowych kreacji celebrytów, jestem sobą i w tym jest moja siła. Moda ery swinga, czyli lata 20.- 40. XX w., na pewno były dla mnie jak różdżka, dzięki której znalazłam własną ścieżkę stylu. Kiedy już znalazłam swoją drogę, zaczęłam ją ozdabiać, dekorować na różne sposoby: mieszałam style, przerabiałam rzeczy kupione w lumpach, eksperymentowałam z fryzurami, bawiłam się akcesoriami. Aż w końcu znalazłam to co mi pasuje najbardziej: tęczę stylów rockabilly, pin-up, vintage, classic elegance. „Kto szuka, ten zawsze znajdzie!”
Pragmatyzm w modzie. Czy traktujesz modę użytkowo czy raczej jako pewien rodzaj sztuki? Moda – wygoda czy raczej moda mimo wszystko?
Moda zdecydowanie jest kreatywna. Idealnym przykładem jest wyżej wspomniana Dita von Teese, która otwarcie mówi w swojej książce „ Bądź piękna”, że sama wymyśliła obraz siebie i długo nad nim pracowała. Być stylową kobietą/ mężczyzną to jest sztuka. Można mieć do tego talent od urodzenia, a można też wypracować poczucie stylu. Kupując rzeczy nie zwracam uwagi na „kupię, bo to jest modne”, tylko na „mi się to podoba i będę wyglądać w tym wyjątkowo”.
Moda się zmienia, a styl zostaje z człowiekiem na zawsze.
Gdzie zaopatrujesz się w ubrania vintage? Kraków czy gdzieś dalej? Czy dużo wydajesz na urania?
Z pewnością mogę nazwać siebie „ królową lumpów i wyprzedaży”. Lubię kupować tanie rzeczy. Uwielbiam przerabiać ciuchy, na przykład, mój słynny męski atłasowy szlafrok, który przerobiłam na vintage sukienkę. Lubię tworzyć nowe kreace, a do tego jest potrzebna duża garderoba, którą wypełnić drogimi rzeczami było by nierealne (jestem tylko tancerką, a nie milionerką)J. Przede wszystkim kupuję rzeczy w Krakowie, ale uwielbiam znajdywać perełki na mojej ukochanej Białorusi lub w trakcie podróży do innych krajów. Z każdej wyprawy przywożę jakieś dodatki ( toczek, torebka, broszka i ect) do kolejnej stylizacji. Polecam Szwecję i jej małe miejscowości, w których ludzie otwierają w swoich domach małe „loppisy” („sklepy podobne do antyków, second handów, pchlich targów”). W nich sprzedają rzeczy, które znaleźli na strychu albo dostali od babci prababci. Można kupić dużo autentycznych, unikatowych rzeczy w bardzo dobrych cenach.
Czy uważasz, że Polacy dobrze się ubierają? Jaka narodowość to dla Ciebie kwintesencja stylu?
Nie lubię generalizować i wszystkich wrzucać do jednej szuflady. Na ulicach Krakowa widzę dużo stylowych osób, ale nie jest ich wystarczająco dużo. Dla osiągnięcia całkowitej swobody ducha, musimy przestać bać się autoekspresji. W Polakach wciąż tkwi „duch PRLu”. Podobna sytuacje jest na Białorusi, są osoby, które chcą wyróżnić się spośród innych, a reszta zostaje w cieniu. W krajach południowych widzę więcej swobody: w sposobie bycia, w kulturze ubioru, w toku myślenia. Lubię to. Może to zasługa słońca, bo w słoneczny dzień masz większą ochotę poszaleć w swoich kreacjach. Przynajmniej ja tak mam.
Gdybyś mogła urodzić się jeszcze raz to w jakich latach by to było?
Teraz, zdecydowanie teraz. Już żyłam w dawnych latach i wiem jak to jest. Mam starą duszę, która przeżyła nie jedno wcielenie ;) Na pewno mieszkałam na dworze królewskim, a może nawet byłam królową. Mam słabość do sukien XVIII i XIX wieku: gorsety, bufiaste spódnice, kapelusiki, szlachetne materiały. Fascynuję się modą lat 20.- 30. XX wieku (czyli era swingu), ale również pociąga mnie szaleństwo rockabilly, pin-upu i rock&rolla, które nadeszło parędziesiąt lat później. Dlatego cieszę się, że żyje teraz, kiedy mamy rozmaity wachlarz modowy, nad którym możemy eksperymentować i przy tym zawsze być sobą.
Moda modą, ale styl musi być!
Zegarek Kariny Bergstern Apart
Miejsce: Gruszka
Fot. Kaja Kajdana
ZapiszZapisz